wtorek, 29 grudnia 2020

Białko ze strączków lepsze niż z mięsa

 Ewa Jakubowska-Lorenz

Do niedawna powtarzano dzieciom, że mięso daje siłę. Dziś jednak wiemy, że dieta oparta na mięsie jest – delikatnie mówiąc – problematyczna. Wbrew stereotypom mięso, zwłaszcza z przemysłowych hodowli, wcale nie jest zdrowe. Równocześnie jego produkcja powoduje cierpienie zwierząt i poważnie przyczynia się do degradacji środowiska. Siłę i dobrą kondycję zdrowotną możemy natomiast uzyskać na diecie roślinnej pod warunkiem, że znajdą się w niej rośliny strączkowe, a także pestki, ziarna i orzechy.

Jemy mięso z przyzwyczajenia – smakowego i kulturowego. Dieta oparta na mięsie stała się też symbolem zamożności i aspiracji: w społeczeństwach, które się bogacą następuje wzrost jego spożycia. Jednak ta tendencja to ślepy zaułek, z którego warto się wycofać, ograniczając stopniowo ilość spożywanego mięsa. Choćby przystępując do „zielonych poniedziałków”.

O negatywnym wpływie mięsa na zdrowie zarówno nasze, jak i planety mówił nasz poprzedni artykuł. Teraz chcemy pokazać, że mięsne produkty da się z powodzeniem zastąpić roślinnymi. Takie przekonanie wyrażają już nie tylko osoby, które szczególną wagę przywiązują do dobrostanu zwierząt czy ochrony środowiska. Opinię taką przedstawił też Instytut Żywności i Żywienia: „Dietę wegetariańską można stosować na każdym etapie życia. Lekarze i dietetycy przekonują, że prawidłowo zbilansowana dieta bezmięsna nie niesie ze sobą żadnego ryzyka niedoborów pokarmowych”. Bardzo istotne jest jednak, aby była to dieta rzeczywiście zbilansowana czyli odpowiednio skomponowana.

Smalec z fasoli to dobry kierunek

Jednym z niezbędnych składników naszej diety jest białko - to jeden z podstawowych elementów budulcowych naszych organizmów. Przez wiele lat uczono nas, że powinniśmy je spożywać głównie w postaci mięsa i nabiału. Ale duże ilości białka są też w roślinach strączkowych, takich jak soja, fasola, soczewica, cieciorka, groch i bób. Należą one do roślin bobowatych.

To właśnie one zawierają najwięcej białka spośród wszystkich roślin uprawnych. Na przykład soja i fasola zawierają ok. 30 g białka na 100 gram produktu. W cieciorce i soczewicy (którą możemy kupić w 5 różnych odmianach kolorystycznych) białka stanowią ok 25% ich masy.

Dlatego blogi wegetariańskie i wegańskie obfitują w przepisy na pasztety z soczewicy, „smalce” z fasoli czy pasty do chleba z cieciorki. Niezliczone są propozycje dań obiadowych opartych na tych warzywach. Pojawiają się jadłodajnie, gdzie królują wegetariańskie „burgery” i wprowadziła je nawet część sieci fast-foodowych. Również w sklepach znajdziemy już naprawdę duży wybór gotowych produktów z soi. Kiełbaski, parówki, wędliny, kotlety, nuggetsy sojowe są i w marketach i małych, lokalnych sklepach. Co do konwencji tych produktów zdania są podzielone. Część wegetarian krytykuje tworzenie „mięsopodobnych” produktów z soi typu kotlety czy parówki, podkreślając, że to niepotrzebne utrwalanie naszego przywiązania i apetytu na prawdziwe mięso. Inni jednak sądzą, że te właśnie produkty mogą ułatwić mięsożercom stopniowe przechodzenie na dietę bardziej roślinną, a to przecież pożądany kierunek.

Sojowe parówki nie grożą Amazonii

Warto tu od razu odeprzeć pewien chybiony argument obrońców mięsa. Osoby, którym leży na sercu dobro środowiska podkreślają, że rosnąca konsumpcja mięsa prowadzi do degradacji lasów. Na przykład Amazonię wycina lub wypala się na wielką skalę, m.in. po to, by uprawiać tam soję przeznaczoną na paszę dla zwierząt hodowlanych. Zapaleni mięsożercy z przekąsem stwierdzają, że wobec tego również weganie zagrażają Amazonii bo jedzą dużo parówek sojowych. A jednak to absurdalny argument. Człowiek potrzebuje bowiem do życia bez porównania mniej soi niż krowa czy świnia.  By zaspokoić swoje zapotrzebowanie na białko poprzez zjadanie mięsa człowiek musi najpierw przez lata dostarczać znacznie więcej soi hodowanym zwierzętom.

Strączki lubią towarzystwo

Wróćmy jeszcze do tego, o czym trzeba pamiętać, zmniejszając ilość mięsa w diecie. Wiemy już, że możemy je zastępować roślinami strączkowymi bogatymi w białko. Białka składają się z aminokwasów, z których część nasz organizm potrafi wytworzyć sam (endogenne), a część musimy mu dostarczać w pożywieniu (egzogenne). Białko zawarte w roślinach strączkowych różni się składem od białek w mięsie. Strączki nie zawierają wszystkich aminokwasów egzogennych, których potrzebuje nasz organizm. Aby więc dostarczyć sobie pełen zestaw aminokwasów należy w posiłkach rośliny strączkowe łączyć z orzechami, zbożami i pestkami, które uzupełnią brakujące elementy.

Polecane są szczególnie pestki dyni i słonecznika, nasiona sezamu, lnu, siemienia lnianego, a także coraz bardziej popularne w Polsce nasiona chia. Wszystkie je można stosować do sałatek, posypywać nimi kanapki, a te mniejsze można dodawać także do koktajli. Dobrym uzupełnieniem roślin strączkowych są też orzechy ziemne, nerkowca, migdały, kasze  (gryczana, jaglana, jęczmienna), ryż i komosa ryżowa.  

Innym ważnym elementem naszej diety jest żelazo. Jego wchłanianie z produktów roślinnych jest trochę słabsze, ale poprawia je witamina C. Dlatego roślinom strączkowym w posiłkach powinny też towarzyszyć owoce i warzywa bogate w tę witaminę np. papryka, natka pietruszki, szpinak, brokuł, kalarepa, ziemniakami, owoce cytrusowe, kiwi, a także kiszonki np. kapusta kiszona oraz pieczywo na zakwasie.

W przypadku diety wegańskiej (tylko produkty roślinne) niezbędna jest suplementacja witaminą B12, która również wskazana jest dla wegetarian (jedzą również nabiał i jaja ale nie jedzą mięsa). Jest to jedyna witamina której nie ma w produktach roślinnych.

Mniej mięsa wyjdzie nam na zdrowie

Wiele badań pokazuje, że osoby na diecie wegetariańskiej lub wegańskiej są zwykle zdrowsze od mięsożerców. Znacznie mniej jest wśród nich osób otyłych, mają niższe ciśnienie, niższe stężenie cholesterolu we krwi, a także rzadziej grożą im choroby serca, miażdżyca czy cukrzyca. 

Choć prozdrowotne zalety roślin strączkowych zostały jasno udowodnione, to ich spożycie w krajach wysoko rozwiniętych pozostaje stosunkowo niskie. Przeprowadzone w Polsce badania wykazały, że choć 72% z nas ma świadomość iż strączki są dobrym źródłem białka, to jednak tylko 43% Polaków uważa te rośliny za dobry substytut mięsa. Tymczasem w wielu, zwłaszcza mniej zamożnych kulturach, rośliny strączkowe są stałym elementem codziennej diety.

Rosnąca mniejszość

Liczba wegetarian i wegan na świecie w ostatnich latach rośnie, ale wciąż zdecydowanie stanowią oni mniejszość. Szacuje się, że na świecie jest to od 5 do 10% populacji. Najwięcej jest ich w Indiach, gdzie wegetarianizm rozwinął się w 2 tysiącleciu przed nasza erą i miał charakter religijny. Być może nawet blisko 40% populacji Indii to wegetarianie.

Również w Polsce ich liczba rośnie. Ostatnie badania pokazały, że już około milion z nas (ok. 3%) twierdzi, że stosuje dietę wegetariańską lub wegańską. Coraz bardziej popularny staje się tak zwany flexitarianizm, czyli ograniczanie mięsa w posiłkach. Wyraźna jest przewaga kobiet i ludzi młodszych w tych trendach. Blisko 9% kobiet określa się jako wegetarianki, a wśród ludzi do 24 roku życia jest to prawie 10%.    

W innych badaniach aż 60% Polaków stwierdziło, że stara się zdrowo odżywiać na co dzień, a 47% zmieniło nawyki żywieniowe na zdrowsze w przeciągu ostatniego roku. Podkreślamy szczególnie zmniejszanie ilości soli i cukru. Do tego zestawu warto dołożyć zmniejszanie ilości mięsa. Wyjdzie nam wszystkim na zdrowie.

poniedziałek, 28 grudnia 2020

Mniej mięsa – więcej korzyści

 Ewa Jakubowska-Lorenz

Chcesz dbać o swoje zdrowie, a zarazem chronić klimat i środowisko oraz zapobiegać cierpieniu zwierząt? Jedną z najlepszych rzeczy jakie możesz zrobić to ograniczyć spożycie mięsa. Warto zacząć choćby od jednego dnia w tygodniu i dołączyć do akcji „Zielone poniedziałki”. Korzyści będzie bardzo wiele.

Skala produkcji mięsa na świecie jest zatrważająca. Każdego roku zabija się znacznie ponad 70 miliardów sztuk zwierząt hodowlanych czyli ponad 10 sztuk na głowę każdego mieszkańca planety. Jeśli zsumować całą masę (lub inaczej wagę) wszystkich ssaków żyjących obecnie na ziemi, to 60% jej stanowi bydło i trzoda chlewna, 36% - ludzie, a tylko 4% - dzikie zwierzęta! Wśród ptaków 70% to hodowlane, a jedynie 30% - dzikie.

W trosce o swoje zdrowie

W Polsce, podobnie jak średnio w Unii Europejskiej, spożywa się statystycznie ponad 70 kilogramów mięsa na osobę rocznie, czyli ponad półtora kilograma tygodniowo. To 2 razy więcej niż wynosi średnia światowa. Równocześnie jest to też ponad dwa razy więcej niż zaleca Światowa Organizacja Zdrowia. Biorąc pod uwagę, że już blisko milion Polek i Polaków deklaruje się jako wegetarianie lub weganie, a 40% twierdzi, że ogranicza spożycie mięsa, oznacza to, że pozostała część społeczeństwa je go znacznie więcej od średniej, a zatem zdecydowanie za dużo. Tymczasem spożywanie nadmiernych ilości mięsa, szczególnie hodowanego współczesnymi metodami przemysłowymi, przyczynia się do wielu chorób. Zwiększa ryzyko zachorowania na raka (np. jelita grubego), choroby serca, otyłość i cukrzycę. Zdaniem części lekarek i dietetyków czerwonego mięsa nie powinno się jeść częściej niż kilka razy w miesiącu. Niektórzy zachęcają wręcz, by całkowicie zrezygnować z gotowych, sprzedawanych masowo wędlin i kiełbas.

i o zdrowie nas wszystkich

Jednym z powodów szkodliwości mięsa są antybiotyki. Ponieważ w hodowlach ogromna liczba zwierząt gęsto ściśnięta jest w zamkniętych betonowych pomieszczeniach, sprzyja to ich podatności na choroby, które w takich warunkach błyskawicznie się rozprzestrzeniają. Dlatego zapobiegawczo wszystkim zwierzętom podaje się antybiotyki. Ich pozostałości trafiają do organizmów ludzi i do środowiska np. wody. Różne chorobotwórcze bakterie uodparniają się na działania antybiotyków, co prowadzi do powstawania superbakterii odpornych na większość znanych leków. Aż 60% globalnie produkowanych antybiotyków wykorzystuje się w hodowli zwierząt.

Dla dobra Planety

Mięso pochłania znacznie więcej ziemskich zasobów niż uprawa jakichkolwiek roślin. Jest też ewidentny związek pomiędzy jego produkcją, a pogłębianiem się kryzysu klimatycznego i środowiskowego. Aż dwie trzecie wszystkich gruntów rolnych na świecie wykorzystuje się do hodowli zwierząt lub uprawy paszy dla nich. Co więcej, teren ten cały czas się powiększa. Właśnie pozyskiwanie ziemi pod uprawę soi na pasze jest główną przyczyną wylesiania, w tym wypalania lasów tropikalnych, zwłaszcza Amazonii. Trzeba też pamiętać, że ziemie te odbiera się zamieszkującym je rdzennym ludom. Produkcja soi w Brazylii wzrosła 4-krotnie w ciągu ostatnich 20 lat.

Produkcja mięsa pochłania też ogromne ilości wody. Aby wyprodukować jedną kalorię z wołowiny potrzeba 20 razy więcej wody niż do produkcji jednej kalorii ze zbóż. A zatem 1 hamburger mniej, to zaoszczędzenie około 10 wanien wody.  Z kolei emisje gazów cieplarnianych związanych z intensywną hodowlą zwierząt są porównywalne do tych, jakie wytwarza światowy transport. Gdyby wszyscy w Polacy przez 1 dzień nie jedli mięsa, oszczędziliby to tyle emisji, ile w tym czasie wytwarza 6,5 miliona samochodów.

i dla dobra zwierząt

Dążenie do coraz większej opłacalności i wydajności produkcji spowodowało, że duże gospodarstwa przerodziły się w okrutne fabryki mięsa. Zwierzęta, które są przecież istotami czującymi, spędzają całe swoje życie stłoczone gęsto w zamkniętych pomieszczeniach bez dostępu słońca i praktycznie bez możliwości ruchu. Są intensywnie tuczone, by jak najszybciej osiągnąć pożądaną masę. Na przykład kurczaki, które w normalnych warunkach żyją około 6 lat, na fermach już po 5-6 tygodniach osiągają docelową wagę i są uśmiercane. Nienaturalnie szybki wzrost wiąże się z ogromnym cierpieniem. Nierzadko kurczakom łamią się nogi pod ich własnym ciężarem.

Skoncentrowanie wielkiej ilości zwierząt powoduje też poważne skażenie środowiska ich odchodami, które w takim stężeniu degradują glebę i wodę. Skażone jest też powietrze, a smród z ferm zatruwa życie okolicznym mieszkańcom.

Z wszystkich tych powodów powinniśmy stopniowo ograniczać ilość spożywanego mięsa. Warto jednak pamiętać, że istnieją inne, nie przemysłowe metody hodowli, w których zwierzęta hodowane są w sposób humanitarny z odpowiednią ilością miejsca, wypasem na pastwiskach i dbałością o ich dobrostan. Przy takim gospodarowaniu odchody zwierząt stają się potrzebnym glebie naturalnym nawozem. Dlatego warto szukać tak produkowanego mięsa od zaufanych lub certyfikowanych rolników. Organizacje ekologiczne domagają się, by to właśnie taki rodzaj hodowli, a nie wielkie fermy, wspierała Unia Europejska przez swoje dopłaty w ramach Wspólnej Polityki Rolnej.

środa, 25 listopada 2020

Black Friday w Wyższej Szkole Bezpieczeństwa

Z okazji Black Friday nasz partner Wyższa Szkoła Bezpieczeństwa z siedzibą w Poznaniu, Wydział Studiów Społecznych w Gliwicach przygotował specjalną ofertę dla kandydatów: 50% zniżki w opłatach za studia, uwzględnionej w okresie drugiej połowy studiów, dla osób zapisujących się po raz pierwszy w terminie pomiędzy 27.11.2020 i 6.12.2020. Regulamin promocji jest już dostępny na stronie WSB: kliknij tutaj!



wtorek, 10 listopada 2020

Porozumienie o współpracy z Wyższą Szkołą Bezpieczeństwa

Z przyjemnością informujemy, że dnia 9.11.2020 nawiązaliśmy współpracę z Wydziałem Studiów Społecznych w Gliwicach Wyższej Szkoły Bezpieczeństwa z siedzibą w Poznaniu. Nasza współpraca będzie dotyczyła wszelkich wspólnych działań o naturze ekologicznej skierowanych do studentów i młodzieży. Polski Klub Ekologiczny będzie zachęcał młodzież do działalności na rzecz środowiska w różnych formach.



środa, 28 października 2020

Parlament Europejski zadaje cios reformie Wspólnej Polityki Rolnej

Ewa Jakubowska-Lorenz

27 października 2020

Topnieją szanse na ambitną reformę europejskiego rolnictwa po tym, jak Rada Europejska, a następnie Parlament znacząco osłabiły pro-środowiskowe zapisy w nowej WPR po roku 2022. Zdaniem organizacji ekologicznych uniemożliwi to osiągnięcie celów związanych z ochroną klimatu i bioróżnorodności, przyjętych przez Unię. Niektóre z organizacji mówią wręcz o „wyroku śmierci na małe gospodarstwa i naturę”. Wzywają Komisję Europejską, by odrzuciła w całości okrojony projekt reformy WPR i zaczęła prace od nowa.

 

Blisko połowa powierzchni Europy to tereny rolne, z których większość to rolnictwo uprzemysłowione, oparte o monokultury z ogromną ilością chemii w postaci nawozów sztucznych i pestycydów. W ostatnim czasie Europejska Agencja Środowiska, Europejski Trybunał Obrachunkowy i tysiące naukowców alarmowało, że spadek różnorodności biologicznej na terenach rolnych w Europie jest katastrofalny, zagraża samej produkcji rolnej, a winny temu jest właśnie przede wszystkim intensywny model rolnictwa, wspierany przez WPR. Sama UE zobowiązała się, że zatrzyma ten spadek w ciągu najbliższych 10 lat.

Przez chwilę była nawet na to nadzieja. Komisja Europejska przyjęła najpierw Europejski Zielony Ład, w którym zobowiązała się że Unia stanie się gospodarką zeroemisyjną do połowy wieku, a następnie 2 strategie: „od Pola do stołu” i „na rzecz bioróżnorodności”. Są to jednak dokumenty przedstawiające jedynie pewne aspiracje i deklaracje. Choć wyznaczają propozycje konkretnych celów  (np. znaczące ograniczenie użycia pestycydów, antybiotyków i nawozów sztucznych, zwiększenie powierzchni rolnictwa ekologicznego, itd.), to nie mają charakteru wiążącego i nie nakładają żadnych zobowiązań na państwa, poszczególne branże czy gospodarstwa.  Przełożenie tych deklaracji na konkrety może mieć miejsce tylko we Wspólnej Polityce Rolnej.

„Śmierdzący” kompromis

Wspólna Polityka Rolna kształtuje europejskie rolnictwo za pomocą gigantycznych pieniędzy: w latach 2021-27 będzie to ponad 350 miliardów euro. Sposób wykorzystania tych pieniędzy miał być narzędziem zmiany. Reforma WPR miała uczynić europejskie rolnictwo bardziej zrównoważonym poprzez finansowe zachęty dla rolników, by odchodzili od praktyk szkodliwych dla środowiska. Chodziło o to, by skierować znacząco większy strumień pieniędzy do tych rolników, którzy realizować będą konkretne i istotne działania wspierające i regenerujące naturę, a zmniejszyć wartość świadczeń trafiających do tych, których praktyki rolne są szkodliwe.

Tymczasem Parlament Europejski właściwie rozmontował tę koncepcję. Trzy główne frakcje w PE: Europejska Partia Ludowa, Socjaliści i Demokraci oraz Odnówmy Europę przyjęły znacznie osłabiony kształt reformy, a następnie przegłosowały go jako jeden pakiet, bez możliwości omawiania i głosowania poszczególnych zagadnień. Choć trwała kampania #votethisCAPdown (odrzućcie ten WPR), w którą zaangażowała się m.in. Greta Thunberg i setki organizacji, propozycja przeszła. Spośród Polaków w PE przeciw byli tylko: Sylwia Spurek (niezależna), Róża Thun (PO), Robert Biedroń i Łukasz Kohut (obaj z Wiosny) oraz Anna Zalewska i Krzysztof Jurgiel (oboje z PiS). Krytycy podkreślają, że znów politycy ugięli się pod naporem lobbingu agrokorporacji. Do krytyków dołączył również, wywodzący się z PiS, Komisarz ds. Rolnictwa, Janusz Wojciechowski. Ostrzegł, że przyjęta wersja reformy kłóci się z założeniami Europejskiego Zielonego Ładu i wezwał Parlament do ponownego przemyślenie stanowiska.

Pieniądze bez warunków

Na poziomie symbolicznym przyjęta wersja WPR nie zawiera nawet formalnego odniesienia do Europejskiego Zielonego Ładu ani do strategii „Od pola do stołu” i ich długofalowych celów. Na poziomie konkretów rozwadnia większość progresywnych propozycji Komisji Europejskiej.

Przede wszystkim PE utrzymał i „zabetonował” zdecydowaną dominację prostych dopłat bezpośrednich. W projekcie Komisji pieniądze z 1 filara (w całości przeznaczonego na dopłaty dla rolników) podzielone zostały na 2 części: dopłaty do hektara (czyli tym większe, im większe gospodarstwo) oraz „ekoschematy” czyli dopłaty za podejmowanie przez rolników konkretnych działań na rzecz środowiska. To właśnie te drugie dawały największą nadzieję na zmiany. Zieloni chcieli, aby ekoschematy z czasem zyskiwały na znaczeniu. Początkowo miało iść na nie minimum 30% (choć wiele organizacji proponowało, by od początku było to 50%), a w kolejnych latach ich udział miałby rosnąć (w najśmielszych propozycjach nawet do 100% pierwszego filara). Jednak w przyjętej wersji aż 60% z 1 filara zagwarantowane zostało na dopłaty do hektara, które faworyzują gospodarstwa największe i najbardziej uprzemysłowione. Oznacza to brak szans na znaczące poszerzanie ekoschematów.

Znów ekonomia zamiast ekologii

Co więcej, same ekoschematy zostały na różne sposoby poważnie osłabione. W propozycji Komisji miały to być działania, które wprost wzmacniają bioróżnorodność i odbudowują naturę, a więc np. tworzenie obszarów z roślinami miododajnymi, zimowych pożytków dla ptaków, luk skowronkowych, stref buforowych wzdłuż wód powierzchniowych czy stosowanie międzyplonów ozimych. Każde państwo ma samo decydować, które z tych działań chce promować, oferując za nie wypłaty dla rolników. Tymczasem PE jako nadrzędny cel ekoschematów dopisał „wzmacnianie konkurencyjności”. Czyli jeśli dane działanie nie wzmacnia konkurencyjności, to państwa członkowskie mogą go nie oferować. Do ekoschematów można natomiast będzie włączać np. rolnictwo precyzyjne. Ekologów oburza fakt, że ekoschematy będą więc tworzone i oceniane z perspektywy ekonomicznej, a nie czysto ekologicznej, co było ich podstawowym celem. Ponadto, przynajmniej przez pierwsze 2 lata (2023-24), niewykorzystane środki na ekoschematy będą mogły być przeniesione na zwykłe dopłaty bezpośrednie, jeśli nie będzie wystarczająco wielu chętnych do ich wdrożenia (ekoschematy mają być dobrowolne dla rolników).  

Osłabiona wzmocniona warunkowość

Jak wspomniano, dopłaty bezpośrednie zajmują największą część budżetu WPR i dostają je wszyscy rolnicy. Dlatego Komisja Europejska chce ich wypłacanie uzależnić od spełniania przez gospodarstwa mocniejszych i bardziej skutecznych warunków dotyczących ochrony środowiska, aby zapobiegać najbardziej szkodliwym praktykom. To tak zwany system wzmocnionej warunkowości. Otrzymanie płatności bezpośrednich miałoby być uzależnione od przestrzegania norm dobrej kultury rolnej zgodnej z ochroną środowiska (ang. skrót GAEC), których miało być 10. Problem w tym, że podczas prac w PE kilka z tych warunków zostało rozluźnionych, a jeden został usunięty.

Rozczarowanie dotyczy przede wszystkim zasady (GAEC 9), polegającej na tym, że rolnik ma wyodrębnić ze swojego gospodarstwa obszar, który nie będzie przeznaczony pod żadną produkcję rolną, ale „zostanie oddany dzikiej przyrodzie”. Poważne osłabienie tej zasady polega na tym, że do tych obszarów będzie można wliczyć również przestrzeń przeznaczoną na międzyplony lub uprawy wiążące azot. Tymczasem naukowcy ostrzegali już wyraźnie, że obszary z tymi uprawami nie poprawiają stanu bioróżnorodności równie dobrze, jak pozostawienie przestrzeni dla dzikiej przyrody i nie sprawdziły się w poprzedniej WPR. Co więcej, w propozycji Komisji Europejskiej, zgodnej ze „strategią na rzecz bioróżnorodności”, te obszary miały stanowić 10% użytków rolnych, ale Parlament zmniejszył tę liczbę do 5% gruntów ornych (czyli mniejszej przestrzeni niż całość użytków rolnych). W zapisach zmniejszono również ochronę bagien i mokradeł, czyli ekosystemów najlepiej pochłaniających dwutlenek węgla, a także zniesiono zakaz orania trwałych użytków zielonych na obszarach chronionych Natura 2000. Również obowiązkowe wykorzystanie narzędzia w zakresie zrównoważonego gospodarowania składnikami odżywczymi z nawozów (GAEC 5), które miałoby chronić wody przed zanieczyszczeniem, zostało całkowicie usunięte z wymogów.

Kolejnej szansy może nie być

Tak wiec wygląda na to, że 3 ostatnie lata, które liczne instytucje i organizacje poświęciły na przygotowanie reformy, zostały w dużej mierze zaprzepaszczone. Niby jeszcze nie wszystko stracone, bo przed nową WPR wciąż pozostaje etap tzw. trialogu (czyli ustaleń miedzy wszystkimi trzema ciałami: Radą, Parlamentem i Komisją Europejską), ale szanse na przywrócenie dobrych zapisów lub wypracowanie jeszcze lepszych wydają się niewielkie. Może się okazać, że reforma nie tylko nie poprawi, ale wręcz pogorszy Wspólną Politykę Rolną. 

Organizacje ekologiczne, które śledzą na bieżąco doniesienia nauki o zapaści środowiska są przerażone. Po zakończeniu negocjacji nowa WPR obowiązywać będzie do 2027 roku. Ten okres może okazać się decydujący. Utrata różnorodności biologicznej może do tego czasu przekroczyć punkt krytyczny, poza którym może nas czekać równia pochyła. Biorąc pod uwagę fakt, że ¾ naszych najważniejszych upraw zależy od zapylaczy, nie jest to perspektywa optymistyczna.

 

środa, 21 października 2020

Czy nowa WPR pozwoli spełnić ekologiczne i społeczne założenia strategii Od Pola do Stołu?

 

Negocjacje w sprawie nowej Wspólnej Polityki Rolnej (WPR) wkraczają w decydującą fazę. W tym tygodniu Parlament Europejski będzie głosował nad konkretnymi zapisami.
Jest ogromnie ważne, by przyjęto ambitne rozwiązania, które pozwolą zrealizować cele zadeklarowane przez Unię Europejską w dwóch strategiach: na rzecz bioróżnorodności i „Od pola do stołu”.

Dotychczasowa WPR, choć przeznaczano na nią blisko 40% unijnego budżetu, nie chroniła wystarczająco ani rolników ani środowiska, od którego zależy przecież sama produkcja rolna. Ponad 80% dopłat bezpośrednich szło do 20% największych gospodarstw, promując intensywne rolnictwo. W efekcie w ciągu 10 lat (2003-2013) jedna trzecia europejskich rolników zakończyła działalność. Nie lepiej jest w Polsce, gdzie od początku transformacji co trzecie gospodarstwo przestało istnieć. Równocześnie w ciągu ostatnich 40 lat Europa straciła blisko 60% ptaków żyjących na obszarach rolnych, a z owadami jest jeszcze gorzej. A to właśnie przemysłowe rolnictwo jest głównym powodem utraty bioróżnorodności.

Te diagnozy skłoniły Komisję Europejską do przedstawienia dwa lata temu propozycji reformy WPR. Miała ona zwiększyć znacznie ambicje środowiskowe i klimatyczne tej polityki i tak przekierować fundusze, by trafiały w większym stopniu do tych gospodarstw, które prowadzą produkcję metodami chroniącymi środowisko: glebę, wodę, owady i całe ekosystemy, a także dobrostan zwierząt.  Narastające problemy i wyzwania ekologiczne skłoniły Komisję do przedstawienia również dalekosiężnej wizji zrównoważonej gospodarki w postaci Europejskiego Zielonego Ładu, który zakłada, że do 2050 r. UE osiągnie neutralność klimatyczną.
Ta wizja z kolei została przełożona na bardziej konkretne cele w dwóch – niezwykle ważnych dla rolnictwa – strategiach „Od pola do stołu” i na rzecz bioróżnorodności. Stawiają one przed Unią m.in. następujące zadania do osiągnięcia w ciągu najbliższych 10 lat: zmniejszenie zużycia chemicznych pestycydów w uprawach i antybiotyków w hodowli o połowę oraz nawozów sztucznych o 20%, przeznaczenie co najmniej 25% gruntów rolnych na rolnictwo ekologiczne oraz wyodrębnienie z całkowitej powierzchni rolnej 10% i pozostawienie tych terenów przyrodzie
w formie obszarów o wysokiej bioróżnorodności, jak zadrzewienia śródpolne czy pasy buforowe. Pozostaje do ustalenia w jakim stopniu poszczególne państwa będą musiały osiągnąć te ogólnoeuropejskie wskaźniki.

Absolutnie kluczową kwestią jest przełożenie tych ogólnych aspiracji na konkretne działania.
I tu dochodzimy do Wspólnej Polityki Rolnej, która – poprzez odpowiednie ukierunkowanie środków z budżetu – powinna dawać państwom członkowskim narzędzia do realizacji tych celów. Organizacje ekologiczne, a także liczne osoby ze świata nauki i polityki postulują, by pieniądze
z WPR były tak przydzielane, aby tworzyć finansowe zachęty dla rolników do gospodarowania
w sposób chroniący, a nawet regenerujący środowisko naturalne.

KE zaproponowała więc nowe mechanizmy, które mają spełniać to zadanie. Po pierwsze dopłaty mają zostać mocniej powiązane z wypełnianiem celów środowiskowych. W I filarze w miejsce zazieleniania i wzajemnej zgodności wchodzi system wzmocnionej warunkowości. Otrzymanie płatności bezpośrednich ma być uzależnione od przestrzegania norm dobrej kultury rolnej zgodnej z ochroną środowiska (ang. skrót GAEC). Norm tych ma być 10, w tym pojawiają się trzy nowe: ochrona terenów podmokłych i torfowisk (GAEC 2), obowiązkowe wykorzystanie narzędzia w zakresie zrównoważonego gospodarowania składnikami odżywczymi (GAEC 5) oraz płodozmian w miejsce dywersyfikacji upraw (GAEC 8). Komisja chce też wzmocnić normę GAEC 9, która zakłada określenie minimalnego udziału powierzchni użytków rolnych, które przeznaczone będą na nieprodukcyjne obszary i elementy krajobrazu. Ta ostatnia norma jest szczególnie ważna dla ochrony bioróżnorodności. Każde państwo członkowskie ma określić swój standard każdej
z dziesięciu norm GAEC, natomiast wszyscy rolnicy pobierający dopłaty będą musieli je wypełnić.

Dodatkowo Komisja wprowadza też w I filarze nowy rodzaj płatności bezpośrednich - „ekoschematy” (czasem określane też jako ekoprogramy). To narzędzie ma za zadanie nagradzać finansowo tych rolników, którzy realizują dodatkowe działania korzystne dla środowiska, czyli wykraczające poza wymogi podstawowe i różne od innych zobowiązań n.p rolno-środowiskowo-klimatycznych z II filaru. Będzie też rekompensować im poniesione koszty lub dochody utracone w wyniku działań pro-środowiskowych.
Ekoschematy to m.in.: obszary z roślinami miododajnymi, zimowe pożytki dla ptaków, luki skowronkowe, międzyplony ozime czy strefy buforowe wzdłuż wód powierzchniowych. Mają one być obowiązkowe dla państw, ale dobrowolne dla rolników. Aby rzeczywiście zadziałały, musi być na nie przeznaczona odpowiednia część budżetu. Organizacje ekologiczne oczekują że będzie to co najmniej 30% środków z (tak, jak dotąd na zazielenianie) i że stopniowo kwota ta będzie rosła. Domagają się też, aby ekoschematy były określone na ambitnym poziomie oraz by przeznaczone na nie środki, które nie zostaną wykorzystane, były obowiązkowo przekierowane na wsparcie rolników, którzy innymi metodami dbają o środowisko. 

Niestety przecieki z Parlamentu Europejskiego wskazują, że ambitne cele zostaną poważnie rozwodnione. Kilka zapisów budzi szczególne zaniepokojenie organizacji ekologicznych. Są to m.in: zagwarantowanie minimum 60% budżetu na płatności bezpośrednie, ograniczenie środków na ekoschematy do jednie 30% (co  nie stanowi żadnego postępu w stosunku do analogicznej części przeznaczanej na zazielenianie w kończącym się WPR), a nawet umożliwienie państwom okresów przejściowych w dochodzeniu do tego 30-procentowego poziomu, poważne osłabianie warunkowości (np. poprzez umożliwienie dalszego osuszania mokradeł oraz usunięcie zakazu przekształcania i zaorywania trwałych użytków zielonych na obszarach Natura 2000), całkowity brak zapisów dotyczących zmniejszenia zagęszczenia w hodowli zwierząt. Za absurdalny i fatalny w skutkach uważa się też zapis, który określa maksymalne kwoty, jakie państwa członkowskie mogą przeznaczyć na cele środowiskowe z II filara.

Jeśli te wszystkie rozwiązania zostaną przyjęte może się okazać, że WPR uniemożliwi osiągnięcie celów Europejskiego Zielonego Ładu i zabezpieczenie środowiska przed poważną degradacją. Wiele organizacji podkreśla, że negocjowana obecnie WPR będzie obowiązywać aż do 2027 r.
i jeśli teraz zaprzepaścimy szansę stworzenia ambitnej polityki rolnej, to za 7 lat może już być za późno na ochronę owadów, gleby, wód i klimatu.

Po nadchodzących głosowaniach w Parlamencie Europejskim WPR wejdzie w fazę tzw. trialogu czyli negocjacji miedzy PE a Radą Europejską. Poprzednim razem trwały one 18 miesięcy. Tymczasem przez najbliższe 2 lata mają obowiązywać reguły obecnej WPR.

Autor tekstu: Ewa Jakubowska - Lorenz

czwartek, 27 sierpnia 2020

Oświadczenie na temat tegorocznego Kiermaszu

Z przykrością informujemy, że z uwagi na obecną sytuację epidemiologiczną, tegoroczna edycja

kiermaszu nie odbędzie się.

Jednocześnie mamy nadzieję, że spotkamy się w przyszłym roku.

wtorek, 26 maja 2020

Raport na temat umowy handlowej UE-Mercosur

26 maja został opublikowany raport autorstwa Friends of the Earth Europe "Świat na sprzedaż", w którym przeanalizowano potencjalne konsekwencje ratyfikacji umowy handlowej między UE i Mercosurem.


Komisja Europejska zawarła niedawno umowę handlową z krajami Mercosuru (Argentyną, Brazylią, Paragwajem i Urugwajem). Jeżeli ta umowa zostanie ratyfikowana, to będzie największą umową handlową w obu blokach pod względem objętej liczby ludności.

Raport FoEE wskazuje jednak, że zatwierdzenie umowy może mieć katastrofalne skutki - zarówno na skalę regionalną, jak i globalną.


Aby umowa weszła w życie, musi jeszcze zostać zatwierdzona przez Radę Unii Europejskiej, Parlament Europejski i wszystkie parlamenty Państw Członkowskich. Dlatego właśnie to teraz jest odpowiedni moment, aby wyrazić nasz stanowczy przeciw dla tej umowy.


Wszystkich zainteresowanych zapraszamy do zapoznania się z polskim przekładem raportu FoEE, dostępnym również TUTAJ.

niedziela, 24 maja 2020

Dokument Komisji Europejskiej "Od pola do stołu"

W środę ukazał się dokument Komisji Europejskiej „From Farm to Fork” (Od pola do stołu). Równocześnie pojawiło się sporo komentarzy zwłaszcza na portalach rolniczych, bardzo krytycznie odnoszący się do tego dokumentu. 
Nie pojawiła się żadna informacja na stronie Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi, ani w postaci komentarza, ani w postaci po prostu przetłumaczonego tekstu dokumentu Komisji Europejskiej.
Polski Klub Ekologiczny postanowił uzupełnić ten brak w internecie i zamieszcza woluntarystyczne tłumaczenie Pani Justyny Zwolińskiej na stronie.
Jednocześnie nie ukrywamy radości z powodu tego dokumentu. Jest to niewątpliwie krok w dobrym kierunku ograniczenia emisji gazów cieplarnianych (rolnictwo UE emituje ich 10%), spowolnienia utraty bioróżnorodności i dostępu do zdrowej, sprawiedliwej i przyjaznej dla środowiska żywności.
Zapraszamy do lektury, zwłaszcza osoby które chciałyby mieć własne zdanie.

czwartek, 21 maja 2020

Rolnictwo 4.0 - raport

20 maja został opublikowany raport Friends of the Earth Europe http://www.foeeurope.org/future-of-farming  analizujący propozycje Nowej Wspólnej Polityki Rolnej „Przyszłość rolnictwa”


Rolnictwo 4.0

Obecne plany reformy polityki żywnościowej i rolnej, w szczególności wspólnej polityki rolnej (WPR), przedstawiają cyfryzację jako uniwersalne rozwiązanie dla rolnictwa bardziej przyjaznego środowisku. Rzeczywiście, cyfryzacja może znacząco ułatwić ocenę aktualnego stanu gleby na polach, w tym zawartości biogenów (związków azotu i fosforu) i tym samym wskazać na ich dokładne zapotrzebowanie. Nie rozwiąże natomiast podstawowego problemu jakim będzie utrwalanie rozwoju rolnictwa przemysłowego; nie skupia się bowiem na rozwijaniu takiego rolnictwa, które w aktywny sposób chroni i odbudowuje ekosystemy i bioróżnorodność. Raport przygotowany przez FoEE ostrzega, że rolnictwo cyfrowe nie sprzyja klimatowi i środowisku, lecz oddaje produkcję żywności w ręce ogromnych korporacji, których celem jest już tylko bezwzględny zysk.


Raport pokazuje, że cyfrowe rolnictwo prowadzone przez korporacje nie czyni naszego systemu żywności bardziej odpornym na problemy związane z klimatem, szkodnikami, czy też społeczne jakim jest na przykład wyludnienie wsi, a wręcz może znacząco przyczynić się do ich pogłębienia. Oznacza to, że wprowadzenie rolnictwa cyfrowego nie gwarantuje bardziej zrównoważonego systemu rolniczego.


Raport wzywa decydentów do podjęcia kroków w celu zapewnienia suwerenności danych rolników przed wprowadzeniem systemu rolnictwa cyfrowego za pośrednictwem WPR. W raporcie postuluje się również o uwzględnienie możliwych alternatyw rolnictwa cyfrowego, jakim byłaby na przykład agroekologia, i do wykorzystania WPR we wsparciu bardziej zrównoważonych dla środowiska praktyk.

Raport w załączeniu i zachęcamy do przeczytania - TUTAJ