Ewa Jakubowska-Lorenz
27
października 2020
Topnieją
szanse na ambitną reformę europejskiego rolnictwa po tym, jak Rada Europejska,
a następnie Parlament znacząco osłabiły pro-środowiskowe zapisy w nowej WPR po
roku 2022. Zdaniem organizacji ekologicznych uniemożliwi to osiągnięcie celów
związanych z ochroną klimatu i bioróżnorodności, przyjętych przez Unię.
Niektóre z organizacji mówią wręcz o „wyroku śmierci na małe gospodarstwa i naturę”.
Wzywają Komisję Europejską, by odrzuciła w całości okrojony projekt reformy WPR
i zaczęła prace od nowa.
Blisko
połowa powierzchni Europy to tereny rolne, z których większość to rolnictwo uprzemysłowione,
oparte o monokultury z ogromną ilością chemii w postaci nawozów sztucznych i pestycydów.
W ostatnim czasie Europejska Agencja Środowiska, Europejski Trybunał
Obrachunkowy i tysiące naukowców alarmowało, że spadek różnorodności
biologicznej na terenach rolnych w Europie jest katastrofalny, zagraża samej
produkcji rolnej, a winny temu jest właśnie przede wszystkim intensywny model
rolnictwa, wspierany przez WPR. Sama UE zobowiązała się, że zatrzyma ten spadek
w ciągu najbliższych 10 lat.
Przez chwilę
była nawet na to nadzieja. Komisja Europejska przyjęła najpierw Europejski
Zielony Ład, w którym zobowiązała się że Unia stanie się gospodarką zeroemisyjną
do połowy wieku, a następnie 2 strategie: „od Pola do stołu” i „na rzecz bioróżnorodności”.
Są to jednak dokumenty przedstawiające jedynie pewne aspiracje i deklaracje.
Choć wyznaczają propozycje konkretnych celów (np. znaczące ograniczenie użycia pestycydów,
antybiotyków i nawozów sztucznych, zwiększenie powierzchni rolnictwa
ekologicznego, itd.), to nie mają charakteru wiążącego i nie nakładają żadnych
zobowiązań na państwa, poszczególne branże czy gospodarstwa. Przełożenie tych deklaracji na konkrety może
mieć miejsce tylko we Wspólnej Polityce Rolnej.
„Śmierdzący”
kompromis
Wspólna
Polityka Rolna kształtuje europejskie rolnictwo za pomocą gigantycznych
pieniędzy: w latach 2021-27 będzie to ponad 350 miliardów euro. Sposób
wykorzystania tych pieniędzy miał być narzędziem zmiany. Reforma WPR miała uczynić
europejskie rolnictwo bardziej zrównoważonym poprzez finansowe zachęty dla
rolników, by odchodzili od praktyk szkodliwych dla środowiska. Chodziło o to,
by skierować znacząco większy strumień pieniędzy do tych rolników, którzy
realizować będą konkretne i istotne działania wspierające i regenerujące naturę,
a zmniejszyć wartość świadczeń trafiających do tych, których praktyki rolne są
szkodliwe.
Tymczasem Parlament
Europejski właściwie rozmontował tę koncepcję. Trzy główne frakcje w PE:
Europejska Partia Ludowa, Socjaliści i Demokraci oraz Odnówmy Europę przyjęły znacznie
osłabiony kształt reformy, a następnie przegłosowały go jako jeden pakiet, bez
możliwości omawiania i głosowania poszczególnych zagadnień. Choć trwała
kampania #votethisCAPdown (odrzućcie ten WPR), w którą zaangażowała się m.in.
Greta Thunberg i setki organizacji, propozycja przeszła. Spośród Polaków w PE przeciw
byli tylko: Sylwia Spurek (niezależna), Róża Thun (PO), Robert Biedroń i Łukasz
Kohut (obaj z Wiosny) oraz Anna Zalewska i Krzysztof Jurgiel (oboje z PiS).
Krytycy podkreślają, że znów politycy ugięli się pod naporem lobbingu
agrokorporacji. Do krytyków dołączył również, wywodzący się z PiS, Komisarz ds.
Rolnictwa, Janusz Wojciechowski. Ostrzegł, że przyjęta wersja reformy kłóci się
z założeniami Europejskiego Zielonego Ładu i wezwał Parlament do ponownego
przemyślenie stanowiska.
Pieniądze
bez warunków
Na poziomie
symbolicznym przyjęta wersja WPR nie zawiera nawet formalnego odniesienia do
Europejskiego Zielonego Ładu ani do strategii „Od pola do stołu” i ich
długofalowych celów. Na poziomie konkretów rozwadnia większość progresywnych
propozycji Komisji Europejskiej.
Przede
wszystkim PE utrzymał i „zabetonował” zdecydowaną dominację prostych dopłat
bezpośrednich. W projekcie Komisji pieniądze z 1 filara (w całości przeznaczonego
na dopłaty dla rolników) podzielone zostały na 2 części: dopłaty do hektara
(czyli tym większe, im większe gospodarstwo) oraz „ekoschematy” czyli dopłaty za
podejmowanie przez rolników konkretnych działań na rzecz środowiska. To właśnie
te drugie dawały największą nadzieję na zmiany. Zieloni chcieli, aby
ekoschematy z czasem zyskiwały na znaczeniu. Początkowo miało iść na nie
minimum 30% (choć wiele organizacji proponowało, by od początku było to 50%), a
w kolejnych latach ich udział miałby rosnąć (w najśmielszych propozycjach nawet
do 100% pierwszego filara). Jednak w przyjętej wersji aż 60% z 1 filara
zagwarantowane zostało na dopłaty do hektara, które faworyzują gospodarstwa
największe i najbardziej uprzemysłowione. Oznacza to brak szans na znaczące poszerzanie
ekoschematów.
Znów
ekonomia zamiast ekologii
Co więcej,
same ekoschematy zostały na różne sposoby poważnie osłabione. W propozycji Komisji
miały to być działania, które wprost wzmacniają bioróżnorodność i odbudowują
naturę, a więc np. tworzenie obszarów z roślinami miododajnymi, zimowych
pożytków dla ptaków, luk skowronkowych, stref buforowych wzdłuż wód
powierzchniowych czy stosowanie międzyplonów ozimych. Każde państwo ma samo
decydować, które z tych działań chce promować, oferując za nie wypłaty dla
rolników. Tymczasem PE jako nadrzędny cel ekoschematów dopisał „wzmacnianie
konkurencyjności”. Czyli jeśli dane działanie nie wzmacnia konkurencyjności, to
państwa członkowskie mogą go nie oferować. Do ekoschematów można natomiast
będzie włączać np. rolnictwo precyzyjne. Ekologów oburza fakt, że ekoschematy
będą więc tworzone i oceniane z perspektywy ekonomicznej, a nie czysto ekologicznej,
co było ich podstawowym celem. Ponadto, przynajmniej przez pierwsze 2 lata (2023-24),
niewykorzystane środki na ekoschematy będą mogły być przeniesione na zwykłe
dopłaty bezpośrednie, jeśli nie będzie wystarczająco wielu chętnych do ich wdrożenia
(ekoschematy mają być dobrowolne dla rolników).
Osłabiona
wzmocniona warunkowość
Jak
wspomniano, dopłaty bezpośrednie zajmują największą część budżetu WPR i dostają
je wszyscy rolnicy. Dlatego Komisja Europejska chce ich wypłacanie uzależnić od
spełniania przez gospodarstwa mocniejszych i bardziej skutecznych warunków dotyczących
ochrony środowiska, aby zapobiegać najbardziej szkodliwym praktykom. To tak zwany
system wzmocnionej warunkowości. Otrzymanie płatności bezpośrednich miałoby być
uzależnione od przestrzegania norm dobrej kultury rolnej zgodnej z ochroną
środowiska (ang. skrót GAEC), których miało być 10. Problem w tym, że podczas
prac w PE kilka z tych warunków zostało rozluźnionych, a jeden został usunięty.
Rozczarowanie
dotyczy przede wszystkim zasady (GAEC 9), polegającej na tym, że rolnik ma wyodrębnić
ze swojego gospodarstwa obszar, który nie będzie przeznaczony pod żadną
produkcję rolną, ale „zostanie oddany dzikiej przyrodzie”. Poważne osłabienie
tej zasady polega na tym, że do tych obszarów będzie można wliczyć również
przestrzeń przeznaczoną na międzyplony lub uprawy wiążące azot. Tymczasem
naukowcy ostrzegali już wyraźnie, że obszary z tymi uprawami nie poprawiają
stanu bioróżnorodności równie dobrze, jak pozostawienie przestrzeni dla dzikiej
przyrody i nie sprawdziły się w poprzedniej WPR. Co więcej, w propozycji
Komisji Europejskiej, zgodnej ze „strategią na rzecz bioróżnorodności”, te
obszary miały stanowić 10% użytków rolnych, ale Parlament zmniejszył tę liczbę
do 5% gruntów ornych (czyli mniejszej przestrzeni niż całość użytków rolnych). W
zapisach zmniejszono również ochronę bagien i mokradeł, czyli ekosystemów najlepiej
pochłaniających dwutlenek węgla, a także zniesiono
zakaz orania trwałych użytków zielonych na obszarach chronionych Natura 2000.
Również obowiązkowe wykorzystanie narzędzia w zakresie zrównoważonego gospodarowania
składnikami odżywczymi z nawozów (GAEC 5), które miałoby chronić wody przed zanieczyszczeniem,
zostało całkowicie usunięte z wymogów.
Kolejnej
szansy może nie być
Tak wiec
wygląda na to, że 3 ostatnie lata, które liczne instytucje i organizacje
poświęciły na przygotowanie reformy, zostały w dużej mierze zaprzepaszczone.
Niby jeszcze nie wszystko stracone, bo przed nową WPR wciąż pozostaje etap tzw.
trialogu (czyli ustaleń miedzy wszystkimi trzema ciałami: Radą, Parlamentem i
Komisją Europejską), ale szanse na przywrócenie dobrych zapisów lub
wypracowanie jeszcze lepszych wydają się niewielkie. Może się okazać, że
reforma nie tylko nie poprawi, ale wręcz pogorszy Wspólną Politykę Rolną.
Organizacje
ekologiczne, które śledzą na bieżąco doniesienia nauki o zapaści środowiska są
przerażone. Po zakończeniu negocjacji nowa WPR obowiązywać będzie do 2027 roku.
Ten okres może okazać się decydujący. Utrata różnorodności biologicznej może do
tego czasu przekroczyć punkt krytyczny, poza którym może nas czekać równia
pochyła. Biorąc pod uwagę fakt, że ¾ naszych najważniejszych upraw zależy od
zapylaczy, nie jest to perspektywa optymistyczna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz